przesówaj w prawo
przesówaj w lewo

Aktualności

Wszystkie wydarzenia
Wywiad z Michaliną Olszańską odtwórczynią jednej z głównych ról w filmie „Syn Królowej Śniegu”
29.07.2016

M.P. Pani Michalino jak się podoba nasze miasto?
Michalina Olszańska. – Bardzo, przyjemna atmosfera, taka uspokajająca. Naprawdę tu jest coś takiego w klimacie, tak że pobyt jest całkiem przyjemny.


A.F. To miło słyszeć, ale jakże inaczej odpowiedzieć. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej, przynajmniej w odpowiedzi, ale koledzy i koleżanki, cała ekipa powtarzają, że spotkali się z życzliwością i to im się podoba.
Michalina Olszańska. – Tak to prawda.


A.F. Do konkretów idąc – do filmu, przejrzałem sobie oczywiście filmografię, która w Pani wieku, a muszę tu dodać, że jest Pani w wieku mojego najmłodszego syna. Patrząc na osobę, która ma 24 lata i tylko w 2015 roku widziałem aż 7 filmów z Pani udziałem! Jak to się robi?
Michalina Olszańska. – Nie wiem, to jakoś tak po prostu, myślę, że ciężką pracą. Niby potrzebny jest fart w tym zawodzie, ale też nie da się ukryć, że jeżdżenie na castingi, bez tego się nie da. Ja bardzo dużo na te castingi chodziłam, robiłam dużo offowych projektów, żeby mieć demo, no i tak staram sobie radzić.


A.F. No i to znakomicie wychodzi. Jeszcze jakby tego było mało widziałem, że napisała Pani dwie powieści.
Michalina Olszańska. – No tak, ale to dawno temu było.


A.F. Tak naprawdę to bardzo artystyczna z Pani dusza, bo i aktorstwo, muzyka – skrzypce i piosenka.
Michalina Olszańska. – Taak (śmiech).


M.P. A jak praca w Szamotułach nad filmem, jak się pracowało z ekipą naszego Piotra Mikołajczaka. Warto to podkreślić bo jest się czym pochwalić. Ja pytam o takie techniczne kwestie, były jakieś trudności?
Michalina Olszańska. – Nie, wszystko było dobrze, ja się przyznam, że ja nie wiem co się dzieje na płaszczyźnie technicznej, nie dochodzą mnie słuchy żeby był jakikolwiek problem. Jak my przychodzimy na plan to już jest wszystko ustalone. Kręciliśmy w centrum miasta i też nie było żadnych nieprzyjemnych sytuacji. My już się znamy dłużej, zaczęliśmy już w Warszawie kręcić. Wyjazd jest zawsze o tyle fajny, że to integracja następuje w sposób dość intensywny. Siedzi się wieczorami i jeszcze było Euro. Wszystkich Polaków zjednoczyło, nas również.


M.P. A z jakimiś scenami były może trudności, to już tak osobiście. Jak Pani do nich podchodziła, słyszałam, że były też sceny rozbierane. Czy coś takiego Pani zapamiętała?
Michalina Olszańska. – Jeżeli chodzi o treść filmu to ja nie będę tutaj zbyt wiele zdradzać. Nie jest to łatwa rola, ale nikt nie marzy o łatwych rolach. Scen rozbieranych nie ma tu aż tak dużo, wbrew pozorom. Nawet jeśli jest scena zbliżenia intymnego to ona też nie jest rozbierana więc myślę, że pod tym względem to bardzo przyzwoita produkcja.


A.F. A jak Maciek (odtwórca roli Marcinka) się spisywał?
Michalina Olszańska. – Maciej jest świetny, bardzo profesjonalny. Dbaliśmy tu wszyscy o niego, no bo wiadomo - dziecko, właściwie debiutujące przy swojej fabule, że trzeba otoczyć je szczególną opieką. Myślę, że dzieci mają na tyle silną psychikę i lepiej znoszą niektóre rzeczy niż my, chociażby przez brak świadomości jak może wpłynąć na psychikę zbytnie wejście w rolę. Ja nie wiem jak jest dzisiaj, kiedy mają te wszystkie swoje touch-pady. Za moich czasów to się po prostu wychodziło i się bawiło, a aktorstwo było przedłużeniem zabawy. Nie wiem czy wyrosną aktorzy z następnego pokolenia, ale może sobie znajdą drogę.


A.F. – Jak wyglądają Pani plany na najbliższą przyszłość?
Michalina Olszańska. – teraz jadę do Czech robić film, z powrotem mogę powiedzieć bo już w Czechach grałam. To będzie coś zupełnie innego – musical, komedia, takie lekkie klimaty. Wracam do swojego koloru włosów. To jest ciekawe, mam wrażenie, że w polskim kinie nieczęsto zmusza się aktora do zmiany wizerunku. A ja uważam, że im aktor jest mniej rozpoznawalny tym lepiej. To jest moja opinia na ten temat.


M.P. W filmie „Anatomia zła” miała Pani ciemne krótkie włosy i to zupełnie zmieniło wygląd.
Michalina Olszańska. – Największym komplementem jest kiedy powie się aktorowi, że się go nie poznaje – wbrew powszechnej opinii.


A.F. Czy ma Pani jakiś szczególny sentyment do któregoś z filmów, w których Pani zagrała?
Michalina Olszańska – Do każdego. Nie da się nie mieć, bo to jest część naszego życia. Myślę, że jak się już narobi tych filmów kilkadziesiąt, czy kilkaset to uważam, że mimo wszystko kłamstwem jest, że aktor nie zabiera roli do domu. Może tego nie pokazywać, to jest profesjonalizm, ale i tak zawsze zabiera. Jeżeli się zabiera rolę do domu to one i tak stoją gdzieś na półce i się na nas patrzą.


A.F. Z takich warsztatowych detali proszę powiedzieć jak Pani się zabiera do roli. Od czego się zaczyna poza przeczytaniem oczywiście scenariusza? Potem czy to jest dzielone na sekwencje, które Pani sobie studiuje i przygotowuje, czy bardziej jako całość?
Michalina Olszańska. – Na pewno jako całość, bo najważniejsze jest znalezienie tej postaci, również przez fizyczność jak zmiana włosów, czy konkretny sposób ruchu. To zawsze pomaga. Nasza fizyczność nas określa natomiast ten rys psychologiczny też jest ważny. To nie jest teatr, tutaj ta technika wygląda trochę inaczej. Najważniejsze jest znalezienie tej postaci w sobie, a później ona już zaczyna żyć swoim życiem.


M.P. Czy jakieś przygody miały miejsce na planie w Szamotułach? A.F. Oprócz pogody…
Michalina Olszańska. – Pogoda też nam specjalnie nie przeszkodziła, zdążyliśmy wszystko nagrać. Żadnych złych przygód nie mieliśmy. Ja tu spędziłam urodziny więc mi się to wszystko dobrze kojarzy. Właściwie przyjechaliśmy i następnego dnia obchodziłam urodziny.


A.F. No to wszystkiego najlepszego z tej okazji.
Michalina Olszańska. – Dziękuje bardzo. Podsumowując, spędziłam tutaj bardzo fajny czas. Wbrew pozorom, mimo że praca była ciężka to jednak udzieliła się ta atmosfera – miasto, dużo przyrody i odpoczęłam.


A.F. A proszę szczerze odpowiedzieć czy o Szamotułach wcześniej słyszała Pani cokolwiek?
Michalina Olszańska. – Wiem, że ponoć nasz bramkarz…


A.F. No to już coś.
Michalina Olszańska. – Miasta żyją dzięki ludziom, prawda?


M.P. Pani Michalino tak już cofając się trochę, mówiła Pani, że castingi trzeba śledzić, czy podobnie było w wypadku tego filmu, jak to się odbywało?
Michalina Olszańska. – teraz jak już nabiegałam się na ileś tam set castingów, nawpraszałam się na te spotkania i wysłałam wiele CV, to klasyczną drogą już jest, że jeśli ma się w dorobku kilka filmów to reżyserzy, czy też potencjalni reżyserzy mogli nas zauważyć to ta droga wygląda już inaczej. Wtedy wiadomo co reprezentuje sobą konkretny człowiek i można go zaprosić do tej roli, do której jest brany pod uwagę, a do innych po prostu nie. Jest to faktycznie łatwiejsze bo już nie trzeba z karteczką stać – ja jestem numer 386. W sumie tak, przyszłam na casting, tylko był to już taki bardziej zaostrzony casting ograniczony do kilku osób i reżyser wiedział czego oczekuje.


A.F. Ja wrócę jeszcze raz do tego, o czym powiedziałem wcześniej panu Rafałowi Fudalejowi, że po przeczytaniu scenariusza zobaczyłem aktorów pierwszego dnia na planie stwierdziłem, ze wybór by ł wprost idealny. Jedna z pierwszych scen, to wyjście z uliczki z przekleństwem na ustach.
Michalina Olszańska. – Tak, no to się cieszę, wiem, że z kolei to przeklinanie wzbudziło trochę kontrowersji, ale to też nie jest film o przeklinaniu, to nie są „Psy”


M.P. Czy idąc na casting wiedziała Pani o czym jest film, jaka to rola? Ta rola wydała się Pani interesująca, kontrowersyjna?
Michalina Olszańska. – Tak, ja uważam, że im rola trudniejsza tym większe jest wyzwanie, tym większa przyjemność. To taki sport ekstremalny, bo jest to jedna z ról, które naprawdę trudno udźwignąć. Stwierdziłam, że skoro Robert (Wichrowski) uznał, że chce mnie w tej roli no to po prostu pozostaje zapiąć pasy i ruszyć. Ja lubię grać role niejednoznaczne, dziwne. Im dziwniej tym lepiej. To daje dużą wolność aktorską. Na przykład wszystkie role, które wliczają jakąś brzydotę. Tutaj nie ma takiej sytuacji, ale jakaś deformacja. To daje aktorowi dużą wolność dlatego, że potem nie ma tych ramek estetycznych.


M.P. Widz wtedy pewnie zapamiętuje łatwiej.
Michalina Olszańska. – Pewnie tak.


A.F. Czy aktor może przekonać reżysera do swojej wizji grania konkretnych scen?
Michalina Olszańska. – Dobry reżyser nie traktuje aktora jak swojej marionetki, lecz jak partnera, z którym coś tworzy. Akurat Robert jest genialnym przykładem takiej współpracy. Daje mi ogromną wolność, oczywiście przed graniem kolejnych scen wszystko dyskutowaliśmy. Jeszcze przed zdjęciami spotykaliśmy się i myśleliśmy nad tą postacią. Właściwie to była praca jeszcze bardziej intensywna jak samo kręcenie. Ja miałam szczęście pracować z wyrozumiałymi reżyserami, wrażliwymi na sugestie aktorów. Nie zawsze tak bywa bo jak reżyser ma wizję, nad którą pracował przez kilka lat to bywa różnie, ale to nie Robert. On pozwolił nam być częścią tego, a nie tylko odtwórcami.


A.F. Panie Anna Seniuk i Ewa Szykulska bez kurtuazyjnych pytań z uznaniem wyrażały się o ekipie realizującej ten film. Czy może to Pani potwierdzić?

Michalina Olszańska. - Ekipa jest bardzo zgrana, atmosfera na planie to duży procent sukcesu. Jeżeli wszyscy są zestresowani to najpierw odbija się to na aktorze. Mamy twarz i jeśli czujemy się w jakikolwiek sposób źle no to wychodzi na tej twarzy, w większym lub mniejszym stopniu. Tutaj Szamotuły dobrze wpływają spokojnie na naszą pracę.


A.F. Będą się dobrze kojarzyły.
Michalina Olszańska. – Na pewno, to na pewno.


M.P. Ja mam jeszcze jedno pytanie. Wszyscy z ekipy, przynajmniej z którymi ja rozmawiałam podkreślali, że takiego filmu w Polsce jeszcze nie było.
Michalina Olszańska. – Wydaje mi się, że to co sprawia, że on będzie inny to połączenie baśni z realizmem. Może nie do końca, że tego nie było, ale nie jest to popularne. Nie tworzymy zbyt wielu oscylujących wokół oniryzmu filmów, a szkoda. Mam nadzieję, że to się jakoś zmieni. Ale z drugiej strony jeżeli film robiony z pomysłem na plagiat, czyli nie jest to jakaś komedio-dramatyczna licencja czy coś takiego tylko czysty, artystyczny nowy twór to właściwie zawsze jest to niepowtarzalne, tak jak człowiek. A więc tego filmu jeszcze nie było, może nie takiego, ale tego nie. Ja bym bardzo chciała odejść od takiego bolesnego realizmu. Bo ja bardziej lubię oglądać filmy, które są bardziej metaforyczne, no ale są różne mody, trendy. Kwestie finansowe liczą się mniej, bo się okazuje, że wcale nie potrzeba jakiś hollywoodzkich budżetów aby zrobić fragment baśni.


A.F. To bardzo interesujące spostrzeżenia. Nie chcemy zabierać Pani więcej czasu. Bardzo dziękujemy za rozmowę i pozdrawiamy od naszych czytelników.
Michalina Olszańska. – Ja również dziękuje i pozdrawiam.

Z Michaliną Olszańską rozmawiali Magda Prętka i Andrzej Franke.

fot. www.filmweb.pl

 



Aktualności
Fundusze UE
fb