przesówaj w prawo
przesówaj w lewo

Aktualności

Wszystkie wydarzenia
Szamotulscy Bombardierzy. Z byłym bokserem Marianem Stachowiakiem rozmawia Andrzej Franke
29.08.2012
Był taki czas kiedy w Szamotułach mieliśmy znakomitą drużynę bokserów, słynnych "Bombardierów z Szamotuł", którzy uchodzili za zespół nie do pokonania. Drużyna powstała tuż po wojnie i była jednym z najjaśniejszych punktów szamotulskiego sportu. Dziś żyje tylko jeden z ówczesnych "Bombardierów" pan Marian Stachowiak.
Red. Panie Marianie przyglądam się pożółkłej fotografii z 1948 roku z podziwem i szacunkiem. Jednocześnie żal, że został Pan sam, że z nikim z kolegów nie może się Pan podzielić wspomnieniami.
M. St. Tak, rzeczywiście jestem jedynym żyjącym z naszych szamotulskich "Bombardierów"

Red. Kiedy "Bombardierzy" zaczęli działać?
M. St. Wszystko zaczęło się w 1946 roku, a ja na Mistrzostwach Okręgu Poznańskiego w 1948 r. zdobyłem Mistrzostwo Okręgu Poznańskiego. Na tych mistrzostwach reprezentowałem Poznań. Zmierzyliśmy się z reprezentacjami Szczecina, Wrocławia, Bydgoszczy. Barwy Województwa Poznańskiego reprezentowałem kilkakrotnie.

Red. Czy większe kluby nie chciały Pana "kupić"
M. St. Ja byłem członkiem S.K.S. Szamotuły, ale w 1949 roku poszedłem odbyć służbę wojskową do Olsztyna. Będąc w Olsztynie zdobyłem mistrzostwo dywizji. Pojechaliśmy na mistrzostwa okręgu wojskowego warszawskiego, które odbyły się w Lublinie. Po zdobyciu mistrzostwa warszawskiego okręgu wojskowego nie wróciłem do swojej jednostki, pozostałem w OWKS Lublin (Okręgowy Wojskowy Klub Sportowy). Wówczas istniały dwie pierwszoligowe drużyny wojskowe: CWKS (Centralny Wojskowy Klub Sportowy) Warszawa i OWKS Lublin.

Red. Czy zmienił Pan barwy klubowe?
M. St. Tak, z OWKS Lublin zostałem ściągnięty na ul. Łazienkowską w Warszawie do CWKS Legia. W "Legii" boksowałem w I lidze w wadze lekko półśredniej.

Red. To bardzo znana drużyna, z pewnością spotykał Pan słynnych sportowców i sporo podróżował na liczne imprezy sportowe?
M. St. Rzeczywiście sporo jeździliśmy, zwłaszcza po krajach byłego bloku wschodniego. Byliśmy na Węgrzech, w Rumunii, na Litwie, Łotwie, na terenie obecnej Białorusi i Ukrainy.

Red. Jak długo trwała Pana przygoda z "Legią"
M. St. Do 1952 roku, do czasu powrotu do cywila.

Red. Czy później nie było żadnych ofert z innych klubów.
M. St. Kilkakrotnie, np. od trenera Baliszewskiego z Poznania. Nie zdecydowałem się jednak na kontynuację czynnego uprawiania sportu za sprawą mojej przyszłej żony, która wolała żebym więcej nie boksował.

Red. Pozostały z pewnością wspomnienia i satysfakcja?
M. St. O tak. Mam satysfakcję, że walczyłem z takimi bokserami jak z Antkiewiczem, z Komudą. Wtedy to były sławy. Antkiewicz na olimpiadzie w Londynie w 1948 roku zdobył brązowy medal.

Red. Czy przypomina Pan sobie jakąś walkę, która w sposób szczególny utkwiła Panu w pamięci?

M. St. Nie przypominam sobie nazwiska boksera, ale żeby zdobyć mistrzostwo okręgu poznańskiego należało zwyciężyć najpierw w mistrzostwach okręgu poznańskiego zachodniego w Gorzowie, a później pokonać zwycięzcę z Kalisza i to była ta walka.
Podczas tych mistrzostw wypatrzył mnie dowódca batalionu z Olsztyna i kiedy znalazłem się w jego jednostce zaraz powierzył mi funkcję wyszukiwania i szkolenia przyszłych bokserów w całej dywizji. Robiłem to z sukcesem i wkrótce zdobyłem mistrzostwo dywizji w Lidzbarku Warmińskim nokautując w drugiej rundzie porucznika.

Red. Czy komukolwiek udało się Pana znokautować?
M. St. Nie, podobnie jak Jerzy Kulej nigdy nie byłem na deskach, miałem na koncie 198 walk i niektóre przegrałem, ale nigdy nikt mnie nie znokautował.
Bardzo ceniłem Kuleja, Grudnia. Walaska, Adamskiego, Drogosza, Kukiera.

Red. Domyślam się, że są to wspaniałe wspomnienia dla Pana?
M. St. Tak, bardzo miłe wspomnienia młodości i przygody sportowej. To była taka słynna ósemka i nikt nie mógł z nami wygrać.

Red. Bardzo dziękuję za rozmowę i gratuluję tak wspaniałych sukcesów i życzę dużo zdrowia i nadal tak świetnej kondycji. Z pewnością wielu naszych czytelników życzy sobie takiego wyglądu i formy po przekroczeniu osiemdziesiątki.
Na zdjęciu S.K.S. Szamotuły z 1948 roku stoją :(od lewej) Bronisław Kubiak - kierownik drużyny, Marcin Balcerczyk, Edmund Ciupka, Eugeniusz Pikusa, Marian Stachowiak, Tadeusz Siminiak, Klemens Krauze, Marian Turek, Michał Gustaw Jądrzyk



Aktualności
Fundusze UE
fb