przesówaj w prawo
przesówaj w lewo

Aktualności

Wszystkie wydarzenia
Stanisław Sierant 1936 - 1992 – wspomnienie
31.10.2012
Są tacy ludzie, którzy zostawiają po sobie trwały ślad wśród najbliższych, wśród przyjaciół i całej społeczności miasta. Takim właśnie człowiekiem był wieloletni szamotulski organista, mój nauczyciel i mentor Stanisław Sierant.
Z okazji 20 rocznicy jego śmierci poprosiłem żonę pana Stanisława, panią Marię Sierant o rozmowę i przypomnienie czytelnikom tego wyjątkowego obywatela Szamotuł.
Stanisław Sierant urodził się 6 listopada 1936 roku w Opalenicy i jego rozwijający się talent muzyczny zaprowadził go do szkoły organistowskiej w Przemyślu. Po jej ukończeniu ze świetnymi wynikami podjął pracę organisty w małej podwrocławskiej parafii. Już we wrześniu 1956 roku ten bardzo młody wtedy muzyk otrzymał posadę organisty w parafii kolegiackiej w Szamotułach. Rozpoczęła się życiowa przygoda i misja, która trwała aż 36 lat. Świadomie użyłem słowa misja bo Stanisław Sierant zapisał się w pamięci otoczenia jako osoba wyjątkowej wiary i życzliwości dla ludzi.

Szamotuły jako miasto spadkobierca Wacława z Szamotuł ma obowiązek dbania o muzykę i to muzykę na odpowiednim poziomie. Kolegiata jako miejsce kultu wymagało odpowiedniej oprawy muzycznej i o taką właśnie oprawę dbał Stanisław Sierant. Przez ten cały czas istniał chór i uświetniał swoimi pieśniami wszystkie większe uroczystości. Najmocniejszym chyba akcentem w czasie istnienia i działalności chóru były uroczystości koronacyjne w 1970 roku i wykonanie 9 głosowego motetu Feliksa Nowowiejskiego, napisanego specjalnie dla Szamotuł Pani. Ile kilometrów na rowerze pokonał pan Stanisław, żeby ściągnąć na próby chórzystów i muzyków to tylko oni i pani Maria wiedzą. Z okazji 25 - lecia tych uroczystości, nieżyjący już ks. Eugeniusz Grocki (również zasłużony dyrygent i wychowawca młodzieży), napisał w Przewodniku Katolickim: "Wolność krzyżami się mierzy, a czas można mierzyć mogiłami. Po ks. Jakubczaku, swoim proboszczu odszedł do wiecznej chwały organista Stanisław Sierant, człowiek dziecięcej wiary i niewolniczej wprost pracowitości". Ci, którzy kiedykolwiek pisali lub przepisywali nuty wiedzą jaka to benedyktyńska praca. Oprócz pisania nut najważniejsza i najtrudniejsza część tej artystycznej pracy to nauczenie chóru, czasem indywidualne, potem poszczególnych głosów i mozolne ćwiczenie, korygowanie błędów aż wreszcie usłyszy się coś, co brzmi tak jak chciał kompozytor.

Swoje życiowe "credo" Stanisław Sierant wyraził podczas rozmowy z dziennikarzem Gazety Szamotulskiej, panem Różańskim w 1990 roku kiedy to powiedział tak: "moja praca nie jest porównywalna z inną pracą, jej konsekwencją jest prowadzenie ludzi do Boga przez śpiew. Swojej pracy nie oceniam pod kątem popisu, lecz patrzę na nią przez pryzmat wiary i liturgii, a jeśli wierni ją akceptują to znaczy, że przeżywają liturgię. Poprzez pełny odbiór treści zawartych w słowach pieśni i akcentów muzycznych oddają się większej kontemplacji. Jeśli tak jest odbierana praca, którą wykonuję, spełnia swój cel".

Pan Stanisław prowadził chór kościelny, który śpiewał uświetniając msze św., ale także na pasterkach, licznych koncertach kolęd, koncertach muzyki chóralnej. Warto wspomnieć udział chóru w niedzielnej mszy radiowej w kościele św. Krzyża w Warszawie w 1987 roku. Oprócz chóru kościelnego prowadził też mniejsze zespoły chóralne w Szkole Podstawowej nr 2 i w Domu Dziecka, ucząc dzieci pieśni i piosenek o świeckim charakterze, repertuaru współczesnego dzieciom i młodzieży. W tym zadaniu pomagała mu żona Maria Sierant.

Wielkim marzeniem pana Stanisława było, aby kolegiata doczekała się nowych organów. Za swego życia zabiegał intensywnie żeby skłonić kolejnych proboszczów do działań. Gospodarze parafii miewają swoje priorytety i potrafią być trudnym pracodawcą. Temat organów jest trochę jak naznaczony klątwą, pokutuje w Szamotułach od lat i wciąż nie może doczekać się szczęśliwego finału.

Ludzie, którzy odeszli często dopiero po śmierci są doceniani. Stanisław Sierant odszedł przedwcześnie i dla wielu ludzi jego brak pokazał jak bardzo był nam potrzebny ten zacny człowiek. W kolegiacie zrobiło się cicho i długo nie było organisty godnego zastąpić tego wyjątkowego muzyka i obywatela Szamotuł. Jestem dumny, że byłem jednym z jego uczniów.

Andrzej Franke


Aktualności
Fundusze UE
fb